Żeby podsumować 28 lat posługi w randze prezesa KOZPN i MZPN, trzeba by było opublikować księgę-rzekę, podobną do rozmiarów „Nad Niemnem” lub „Cichego Donu”… Aliści nie winduję na klatę zasług, za którymi stoją sprawdzalne empirycznie dane faktograficzne rozmaitych statystyk.
Ot, chociażby takich, że udało się, w ciągu tych lat, wypracować absolutnie przodującą pozycję małopolskiej piłki pod względem ilości klubów, występujących w 52 grupach rozgrywkowych (także krajowe pierwszeństwo). To w naszym regionie zarejestrowanych ponad 75 tysięcy piłkarek i piłkarzy, to u nas działa i szkoli narybek największa ilość akademii piłkarskich. Blisko 50 z nich PZPN przyznał status złotych, srebrnych i brązowych, znamionujących poziom jakości. To w Małopolsce powiatowej istnieje i działa na pożytek dyscypliny 14 terenowych związków (rekord Polski), którym – wbrew tendencjom ogólnopolskim – zdołaliśmy zapewnić prawo do samorządowej formuły kierowania piłkarstwem. Nie przekształciliśmy ich w bezwolne, kierowane z Krakowa – delegatury, oddziały terenowe, filie, wiszące na klamce finansowej wojewódzkiego centrum. To małopolski związek zdobył się na założenie własnej fundacji, której celem pozostaje od paru lat podążanie z materialnym wsparciem pokrzywdzonym przez los wybitnym piłkarzom. Nie chwalimy się tym, że beneficjentami zapomóg losowych zostali zawodnicy szczebla reprezentacyjnego, których nazwiska po dziś dzień budzą podziw. Rozpowiadanie detali o ich trudnej sytuacji nie jest moralnie uzasadnione, zwłaszcza, że to nie anonimy, ale niekiedy wręcz legendy… A jednak w moim sumariuszu dokonań na przestrzeni trzech dekad najwyżej sobie cenię trzy operacje ratujące od niechybnego unicestwienia zasłużone sekcje i kluby sportowe Krakowa.
Nie podbijałbym sobie bębenka z tego powodu, gdyby nie podnoszone w toczącej się kampanii wyborczej populistyczne hasła o konieczności położenia większego nacisku na szeroko rozumianą pomoc klubom, zrzeszonych w MZPN! Tymczasem po stronie wręcz niestandardowych sukcesów związku, podszczypywanego przez patrzących na koniec własnego nosa „reformatorów” obszarów dawno zoptymalizowanych, stoją przywrócenia do życia gotujących się do upadku: Garbarni, Hutnika i Wawelu. Pierwsi historycznie uratowanymi przed bankructwem totalnym, byli Brązowi. W klubie od paru dni siedziała pani syndyk masy upadłościowej, zawiesiła treningi i udział w meczach wynikających z kalendarza rozgrywek, była w trakcie inwentaryzacji majątku klubowego, który zamierzała spieniężyć! Poszedłem w towarzystwie Tadeusza Kurdziela, wiceprezesa związku, do Sądu Wojewódzkiego. Zaanonsował nas sekretariat Gazety Krakowskiej, której Pierwszy Prezes, przyszły wiceminister sprawiedliwości, nie chciał spuścić po brzytwie… Z perspektywy minionych lat trudno ogarnąć skalę problemu, którą przyszło nam wtedy rozwiązać. A jednak w ciągu niecałej godziny zdołaliśmy przekonać władzę sądowniczą do wycofania z klubu syndyka! Uzmysłowiliśmy Prezesowi rozmiary klubowych zasobów w postaci terenów, na tle których zadłużenie Garbarni było niewielkie (300 tysięcy złotych). Położyliśmy na stole twarde, przekonujące dane, opisujące stan zadłużenia Widzewa, miażdżąco wyższy od należności wobec podmiotów zewnętrznych, w tym banku, Garbarni… Ponieważ analogia była niezwykle pouczająca, jeszcze w dniu naszej wizyty w najważniejszym gmachu na Sądowej, pani syndyk została odwołana! Dłużnik został odcięty od stryczka. Podgórski klub mógł szykować się do jubileuszu 75-lecia, z jeszcze większym entuzjazmem niż dzisiejszego 100-lecia… Z Hutnikiem sprawa nie była tak skomplikowana, bo ogłoszono w nim chęć wycofania się z II rundy rozgrywek III ligi z powodu wyczerpania źródeł finansowania. Nie mogliśmy na to pozwolić bo hutnicy liderowali w tabeli, co niosło za sobą nadzieję powrotu na ogólnopolski przestwór. Zarząd MZPN na mój wniosek przejął na siebie część kosztów I drużyny, m. in. wynagrodzeń trenera, opłat sędziowskich, wyjednał w firmie SKARPA bezpłatne przewozy drużyny na mistrzowskie mecze… Z awansu wyszły nici, ale groźbie rezygnacji z uczestnictwa w rozgrywkach zdołaliśmy zapobiec. Nikt nie zdobył się na bodaj zdawkowe Bóg zapłać!… Kilka sezonów później w Wawelu wymyślono rozwiązanie drużyny seniorów, a przyczyną była bodaj jej degradacja z klasy A. Zastosowany został przećwiczony z Hutnikiem patent… „zastępczego inwestora”. Związek wyposażył zawodników w sprzęt, przez rundę opłacał trenera i sędziów. Na takie ratunkowe koło rzucone wojskowym, krakowscy A-klasowcy podnieśli żagiew buntu, oczekując respektowania prawa równego traktowania członków MZPN w dostępie do kasy związkowej. Niektórzy po dziś dzień z tego tytułu noszą kosę za pazuchą…
Futbol Małopolski; Ryszard Niemiec