Szli… do celu, jaki sobie wyznaczyli…
Jak wyruszać, to i przecież dojść też trzeba.
Nie wiedzieli, że ta droga jest ostatnią
I że będą dziś szczególnie blisko nieba…
Szli z nadzieją i z radością aż na Giewont,
A pod krzyżem Bóg cierpliwie na nich czekał
Anioł śmierci ich przygarnął pod swe skrzydła
I zakończył się czas ziemski dla człowieka…
Daj im Panie odpoczynek na wiek wieków,
Daj im spocząć, bo tak długo wędrowali…
I choć dzisiaj po nich płacze polska ziemia…
Pozwól Panie, by się z Tobą radowali…
Zaopiekuj się i tymi, co przeżyli
Nie zostawiaj, bo w szczególnej są potrzebie…
Przywróć zdrowie, pozwól odczuć radość z życia…
O to wszyscy Cię prosimy… Ojcze w niebie…
Stary Giewont na Tatr przedniej straży
Głową trąca o lecące chmury-
Czasem uśmiech przemknie mu po twarzy,
Czasem brwi swe namarszczy ponury
I jak olbrzym w poszczerbionej zbroi
Nad kołyską ludzkich dzieci stoi.
Przez ciąg wieków wznosi dumne czoło
I wysuwa pierś swą prostopadłą,
Patrząc z góry na wieśniacze sioło,
Co pokornie u nóg jego siadło.
Przez ciąg wieków straż swą nad nim trzyma
Z troskliwością dobrego olbrzyma.
Wypiastował już pokoleń wiele,
Które wieczny związek z nim zawarły,
Z nim złączyły swe losy i cele,
Przy nim żyły i przy nim pomarły,
Nawet myślą spod jego opieki
Nie wybiegłszy nigdy w świat daleki.
On się przyjrzał kolejom powszednim
I był sędzią już niejednej sprawy…
Nieraz w nocy rozegrał się przed nim
Jaki dramat posępny i krwawy-
Widział różne skryte ludzi czyny,
Widział cnoty, widział także winy.